Wielu rozsądnych ludzi ( lub mających o sobie takie mniemanie), dochodzi czasem do wniosku, że życie nie wyprzedza ich o nanosekundy, ale o lata świetlne albo co jeszcze gorsze, wciąż trzyma w okowach przeszłości. Futurolodzy i neurotycy.
Na szczęście nie mam o tym pojęcia i sto lat nie chciało mi się pisać albo nie miałem czasu, na nieszczęście przypałętał się jednak kot,
który to zmienił. Zasłuchany w sieczką informacyjną, w setki czasem interesujących podcastów zapomniałem o jednostkach czasu ważniejszych od nanosekund.
Zatrzymanym w każdym oddechu, w każdym łyku wina, spotkaniu przelotnym z człowiekiem wciąż dumnym z drobiazgowej zaradności we wspinaniu się i mruczącym
na kolanach asocjalnym kotem.
Dawno temu zrozumiałem, że poznanie mądrości życiowych, filozoficznych sentencji,
czy religijnych dogmatów nie gwarantuje mądrego życia. A co dopiero szczęśliwego.
Kurwa czy do uświadomienia sobie własnej obecności trzeba być lub mieć guru???
Niepowtarzalność i teraźniejszość. Oczywistości najprostsze, są cudownie zakamuflowane, aby nie wydać się oczywistymi. Tu wkracza swobodnym krokiem zaprzeczenie i veto sowieckich cwaniaków,
i gierojów (obecna nazwa – oligarchowie), chińskich i unijnych mafiozów, amerykańskich miliarderów i troglodytów, myśl – jak być szybko i jeszcze szczęśliwym, póki się da i nie ważne jak. Może jak ostatni dzień przed wyrwaniem zęba lub odwykiem.
Tu wkraczają siły Dobra. W zasadzie piszę tylko z uprzejmości, żeby nie milczeć
(parafrazując Rybakowa).
Zresztą jak nie pisać w chwili tej cudownej
i wielobarwnej eksplozji życia. Czas stąpa niepostrzeżenie, ciut falowo, wielkość przeplata się
z nicością, nieśmiertelni zwycięzcy stają się manekinami w muzeach. Izmy próbują nas pobudzić lub nakłonić do
zapomnienia o przecudownej i niezwykłej wspaniałości istnienia. Świat jest moim klasztorem a życie – nieustanną modlitwą. Przy czym (taki drobiazg) akceptuję pewne reguły.
Nie te uznane za niezbędne, nie reguły władców, polityków, czy kapłanów.
Nie kaniony nieszczęść i wodospady cudów.
Wielowymiarowość bezpłatnego szczęścia
i zachwytu, spokoju i tkliwości.
Pewność znikania i pojawiania się. Wszystkie ideologie, ezoteryki i religie traktuję jak wkładki do butów a spacerować lubię.
Więc wiedzą one więcej o stanie moich stóp niż ja o nich. W dobrych butach zapominasz o stopach.
Ale, że jest to tylko blog niecosoficzny, więc nie może zabrzmieć jak młodzieńczy
wiersz i pierwszy pocałunek, być powinien bez moralizatorstwa.
00.39, Szkocja, wino węgierskie, cisza, nie słucham Cinematic Orchestra i ich Arrival of the birds, bo znam na pamięć każdą nutę.
Czas cudownie zatrzymany, przetkany różowymi kwiatami czereśni i białymi – głogu,
pleciony śpiewem kosów i rudzików, krzykami nastolatków w autobusach, zamglonym szkockim słońcem,
poczuciem kosmicznej niezwykłości kolejnego dnia.
Życie jest niekończącym się szukaniem korzeni piękna.